Dlaczego warto wynagradzać siebie

Joyce Meyer

Dlaczego warto wynagradzać siebie

Radość jest nam potrzebna, by dotrzeć do mety i dokończyć określone zadanie z dobrym nastawieniem. Owszem, możemy zmusić się do wysiłku i jakoś dotrwać do końca, jednak jeśli nie pozwolimy sobie na chwilę radości i na świętowanie kolejnych etapów podróży, gdzieś po drodze prawdopodobnie staniemy się zgorzkniali i nieprzyjemni…

Myślę, że powinniśmy zmierzyć się z przyczynami naszej tendencji do popadania w poczucie winy za każdym razem, gdy chcemy cieszyć się życiem i świętować je przez sprawianie sobie przyjemności. A przecież Bóg wyraźnie nam to polecił. Jednak nasz sposób myślenia został na tym obszarze wypaczony. Szatanowi udało się nas zwieść, przez co wielu ludzi trwa w stanie znużenia, wypalenia i zniechęcenia, biorąc na siebie nadmiar pracy i obowiązków. A przecież praca i wysiłek to nie wszystko, i każdy z nas potrzebuje chwili odpoczynku, odświeżenia i regeneracji.

Dlaczego możesz być wolny

Gdy podczas wykładu zwracam się do słuchaczy z pytaniem, ilu z nich odczuwa wyrzuty sumienia na myśl o odpoczynku, rozerwaniu się, czy choćby zrobieniu czegoś, co lubią i co sprawia im przyjemność, spodziewam się, że przynajmniej 80 procent zgromadzonych podniesie rękę.

Studiowałam Boże Słowo pod kątem tego zagadnienia i przyglądałam się charakterowi i naturze Boga, aż doszłam do pełnego przekonania, że Bóg nie jest źródłem poczucia winy. Jest ono jak obca istota, atakująca nasz umysł i sumienie, by bezprawnie do niego wtargnąć i odebrać nam radość ze wszystkiego, co Bóg dla nas przygotował. Poczucie winy nie ma do nas żadnego prawa, ponieważ Jezus zapłacił za wszystkie nasze grzechy i występki. Dlatego, jeśli ten „obcy” już nas zaatakował, powinniśmy go wyrzucić i odesłać tam, skąd przyszedł – czyli do piekła! Nie wręczaj poczuciu winy zielonej karty, ani tym bardziej nie przyznawaj mu obywatelstwa w swoim życiu i nie pozwalaj, by się w tobie rozgościło i zamieszkało.

Kiedyś byłam uzależniona od poczucia winy. Sądziłam, że jestem na właściwej drodze tylko wtedy, gdy czuję się winna. Nie potrafiłam akceptować samej siebie i ani cieszyć się sobą, bo uważałam, że na to nie zasługuję. Z całą pewnością należałam do osób, które powinny pozwolić sobie na więcej swobody i radości, i nie traktować wszystkiego z taką śmiertelną powagą. W wielu sprawach byłam bardzo zasadnicza i przykładałam ogromną wagę do tego, jak zachowują się i jak wyglądają moje dzieci, jak wygląda nasz dom, jak ja sama wyglądam i co inni o nas myślą. Bardzo mi też zależało, by zmienić mojego męża – żeby stał się taki, jaki w moim mniemaniu powinien być. Właściwie to nie potrafię sobie przypomnieć, żebym do czegokolwiek nie podchodziła jak do kwestii życia lub śmierci! Któregoś razu poszłam nawet do lekarza, bo bez przerwy czułam się wyczerpana i generalnie moje samopoczucie było fatalne. Rozmawialiśmy jakieś pięć minut, gdy lekarz powiedział: „Jest pani bardzo spięta, a pani głównym problemem jest stres”. Poczułam się dotknięta i wyszłam, wracając do mojego „spiętego”, stresującego stylu życia.

Nie wiedziałam, co to znaczy ufać Bogu na co dzień; nie umiałam tego zrobić. Niemal na żadnym obszarze nie zachowywałam równowagi i nie zdawałam sobie sprawy z tego, że cieszenie się życiem i radość są nam niezbędne; że bez tego nigdy nie będziemy zdrowi duchowo, umysłowo, emocjonalnie i fizycznie. Pamiętajmy, że nie zostaliśmy stworzeni do noszenia w sobie poczucia winy, dlatego musimy stanowczo z nim walczyć, ilekroć je w sobie zauważymy.

Najlepszym darem, jaki możesz ofiarować swojej rodzinie i światu, jesteś zdrowy ty, a nigdy nie osiągniesz pełni zdrowia, jeśli świętowanie – radość i sprawianie sobie przyjemności – nie stanie się stałym elementem twojego życia. Możesz zmienić całą atmosferę swojego ogniska domowego, jeśli tylko pozwolisz sobie na odrobinę luzu i niczym nieskrępowanej radości.

Facebook icon Twitter icon Instagram icon Pinterest icon Google+ icon YouTube icon LinkedIn icon Contact icon